Wszystko, co nas otacza, ma swoją wibrację. To, co jemy, to, co na siebie ubieramy, co oglądamy, słuchamy, czytamy. Oczywiście największy wpływ ma na nas to, co sami myślimy, mówimy i robimy. Miłość to energia / uczucie o najwyższej wibracji, dlatego jeśli się nią wypełniamy i kierujemy w naszym postępowaniu, stajemy się osobami szczęśliwymi i spełnionymi.

 

miłość

Miłość to energia / uczucie o najwyższej wibracji; obraz Sławomira Fila – Krzysztofiak

 

Wszystko ma wibrację

Niedawno przeczytałam w pewnym prywatnym tłumaczeniu fragmentu książki „Home with God” Neale Donalda Walscha (niestety, książka nie ukazała się w całości po polsku, a podobno jest tak samo świetna jak pozostałe części „Rozmów z Bogiem”) że wszystko, co nas otacza, ma swoją wibrację. To, co jemy, to, co na siebie ubieramy, co oglądamy, słuchamy, czytamy. Oczywiście największy wpływ ma na nas to, co sami myślimy, mówimy i robimy.

Chociaż od dawna staram się świadomie wybierać to, czym się „karmię”, po tej lekturze zaczęłam zwracać na to jeszcze większą uwagę. I chcę się z Tobą podzielić obserwacjami na temat wpływu oglądanych przeze mnie filmów. W artykule „Śmiech to zdrowie” pisaliśmy o tym, że, jak wykazały badania, filmy z przemocą powodują kurczenie się naszych żył (w związku z tym nie działają dobrze na nasze zdrowie), a te radosne je poszerzają (co wpływa korzystnie na samopoczucie).

 

Wpływ tego, co oglądam

Napisałam ten artykuł w nocy po obejrzeniu pewnego serialu. Zasnęłam szybko, ale potem się obudziłam i ponad godzinę przewracałam się w łóżku, przypominając sobie różne sceny z tego filmu. Nie przywoływałam tego, to działo się samo. Najwyraźniej moja psychika/świadomość trawiła teraz to, czym ją nakarmiłam. Widocznie nie było to łatwostrawne, skoro przeszkadzało mi w spokojnym śnie. Czułam, że jestem spięta, trudno mi oddychać pełną piersią, dosłownie jakbym wyczuwała u siebie te „skurczone żyły” :)

Poczułam też, że ten serial negatywnie wpłynął na moją radość, którą na co dzień staram się pielęgnować. Można powiedzieć, że jej nie czuję, że się przytłumiła. I przypomniało mi się, jak dawno temu czytałam o tym, że radość i smutek to ta sama energia, ale o różnym poziomie wibracji – radość wibruje wysoko, tzn. ma wibracje o wysokiej częstotliwości, a smutek ma niskie wibracje. I to mi się ładnie teraz połączyło.

Ten serial to „Leftovers” („Pozostawieni”). Około roku temu zaczęliśmy oglądać z Tomkiem pierwszy sezon. Pierwszy odcinek był ciekawy, późniejsze jakoś mniej, w końcu stwierdziliśmy, że ten serial  nic nam nie daje i przerwaliśmy oglądanie. Niedawno Tomek jeszcze raz „dał mu szansę”, dokończył pierwszy sezon i zaczął drugi, który tak mu się spodobał, że znowu mnie zachęcił do oglądania.

Faktycznie, teraz był znacznie bardziej wciągający, wywoływał też silne emocje. Naprawdę dobrze zrobiony film. Jednak, kiedy oglądaliśmy go wieczorami po jednym odcinku „na dobranoc”, za każdym razem czułam, że nie ma w nim radości. A radość w filmie ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Uwielbiam śmiech, mogłabym oglądać same komedie! Był naprawdę ciekawy, ale… tego ważnego aspektu mi w nim brakowało, bo po nim jakoś tak „nisko” się czułam. Teraz już mogę to sobie wytłumaczyć wibracjami :) Co ciekawe, co nie zdarza nam się często, i Tomek i ja mieliśmy potem niewesołe, ciężkie sny.

 

Ambiwalentne uczucia

Poprzedniego dnia obejrzeliśmy kilka ostatnich odcinków, żeby mieć już go „z głowy”. Dziwne podejście, ale takie się we mnie zrodziły ambiwalentne uczucia – z jednej strony naprawdę duże zainteresowanie, co będzie dalej i chęć oglądania, z drugiej poczucie bycia przygnębioną, poruszoną, ale niekoniecznie w przyjemny sposób. Więc lepiej obejrzeć to jednego dnia, by sobie kolejnych „nie zatruwać”. Ale zaspokoić swoją ciekawość. Zastanawiam się jednak, czy to ma sens?

Myślę, że gdyby brać swój wewnętrzny dobrostan pod uwagę, o wiele lepiej znaleźć inne seriale lub książki, które również są pasjonujące, ale jest w nich też dużo dobrego humoru.

Przypomina mi się inny serial, „Games of Thrones” („Gra o tron”). Dotychczas bardzo mi się podobał, mimo dużej dawki przemocy, której zdecydowanie nie lubię ani w życiu, ani w filmach. Ale ciekawa fabuła, bohaterzy, z którymi mocno się zżyłam po kilku sezonach, piękne krajobrazy i silne emocje, sprawiają, że też go mocno „przeżywam”. Ale myślę teraz, że on też nie przynosił mi radości… Nie podnosił moich wibracji… Już niedługo kolejny sezon, przyjrzę się temu uważniej, bo chyba niezmiernie trudno byłoby mi go sobie odmówić :) Ach, dziwna natura ludzka :)

 

Filmy o najniższych wibracjach

Według mnie najgorsze filmy to te zawierające obrazy przemocy, cierpienia, zagrożenia. Pokazujące brutalność, pogardę i psychiczną patologię. Nie ma w nich przejawów miłości, prawdziwego człowieczeństwa i to moim zdaniem czyni je takimi niepokojącymi i przygnębiającymi.
Już dawno zauważyłam, że filmy wojenne nie są dla mnie. Ale najgorzej działają na mnie filmy o seryjnych mordercach. Zastanawiałam się nie raz, po co w ogóle ktoś tworzy takie filmy? Widocznie są ludzie, którzy chcą je oglądać, ale co dobrego to komu przynosi? Mnie absolutnie nic, przeciwnie –  prześladowały mnie okropne sceny, na których nie zdążyłam zamknąć oczu, potem gorszy sen i poczucie, że zrobiłam sobie krzywdę oglądając to. Zdarzało mi się wybaczać samej sobie podjęcie takiej decyzji i obiecywałam sobie „już nigdy więcej”! :)

Horror to też gatunek, którym od dawna nie psuję sobie krwi. Choć wiem, że to tylko film, czyli coś nierzeczywistego, i tak wzbudza we mnie rzeczywiste emocje :) A ja nie lubię się bać. Kocham spokój. Znam osoby, które uwielbiają horrory i twierdzą, że nie odczuwają tego żadnych negatywnych skutków. Ciekawe, czy na pewno. A skurczenie żył? :) Znam też takich wrażliwców, którym horrory zaszkodziły, podnosząc poziom odczuwanego na co dzień lęku. Ja zdecydowanie unikam!

 

O wysokie wibracje trzeba zadbać

Te właśnie przemyślenia naszły mnie wśród nocnej ciszy, gdy nie mogę spać i odczuwam to wewnętrzne skurczenie, przytłoczenie czy też ciężar na piersi. Można by się z tego śmiać, że tak mocno przeżywam filmy. No cóż… tak mam :) I teraz bardzo chcę coś z tym zrobić, by wrócić do stanu wewnętrze radości i spokoju, swobody oddychania, rozluźnienia mięśni. Już się cieszę na poranną modlitwę i medytację, długi spacer w przyrodzie, podczas którego przytulę się do dużego i zdrowego drzewa i czytanie uduchowionej książki. Wiem, że wszystko to podwyższy moje wibracje :)

A Ty wiesz, co podwyższa Twoje?

I korzystasz z tej wiedzy?

Bo to jest pewne – jesteśmy odpowiedzialni za siebie, za własne samopoczucie, za poziom energii. I jeśli nie czujemy się najlepiej, do nas należy zadbanie o to. Naprawdę warto!

Ja chcę wykorzystać tę i tak zarwaną nockę i przekuć to doświadczenie na coś dobrego, dzieląc się z Tobą swoimi przemyśleniami – by zwrócić Twoją uwagę na to, czym się „karmisz” na co dzień, pod każdym względem.

 

Czym Ty się karmisz?

Czy to, co jesz, dodaje Ci energii? Czy jest to zdrowe, naturalne pożywienie, czy też przetworzone, zapuszkowane, zakonserwowane, martwe?

Czy to, co ubierasz, sprawia, że czujesz się dobrze? Czy kolory Twoich ubrań podnoszą Ci energię czy ją raczej obniżają? Rozweselają Cię, czy gaszą, przytłumiają Twój nastrój?

Czy to, czego słuchasz i co oglądasz, uwzniośla Cię, nakręca pozytywnie i dodaje entuzjazmu czy też przygnębia, zniechęca do działania? Czy odpręża Twoje ciało i umysł czy też napina je i niepokoi?

A to, co myślisz i mówisz do siebie? Czy ma Twoim zdaniem wysokie czy niskie wibracje? Czy czujesz się po tym lepiej czy gorzej? Czy wyraża to miłość czy lęk? Czy masz ochotę do życia czy czujesz, że masz wszystkiego dość?

A to jak się zachowujesz, wobec siebie i innych – przyczynia się do Twojego i ich rozwoju i wzmocnienia, czy też przeciwnie? Czy żyjesz z korzyścią dla innych, czy Twoje działania służą dobru Twojemu i innych ludzi, czy czasem czujesz, że sam(a) sobie szkodzisz? A przez to tracisz dobrą energię i szkodzisz też otoczeniu?

Zachęcam Cię gorąco do samoobserwacji. Do zwiększonej świadomości wpływu tego, co Ciebie otacza na Ciebie, i Twojego wpływu na najbliższe otoczenie.

 

Miłość – energia o najwyższej wibracji

Miłość to energia/uczucie o najwyższej wibracji. Nie wyobrażam sobie, by coś mogło mieć wyższą, skoro miłość to istota Boga. Wiele lat temu stworzyłam dla siebie afirmację „Bóg i miłość zawsze mnie prowadzą i wskazują najlepszy kierunek”. O tym zawsze pamiętam, tego staram się trzymać, i cudownie mi z tym.

Ciebie też zachęcam :) Możesz sprawdzić tego działanie eksperymentalnie. Zobacz, jakie będzie Twoje samopoczucie, jeśli cały dzień postarasz się pamiętać o miłości. Może zechcesz ją odczuwać i okazywać napotkanym ludziom. Albo postrzegać ją cały dzień, we wszystkich ludzkich zachowaniach i zdarzeniach. Możesz tez wypróbować powierzanie się cały dzień opiece Boga nad Tobą. Wzbudzając w sobie tak wielką ufność, na jaką Cię stać. Sprawdź, jak Ci z tym będzie. Możesz wymyślać sobie wiele innych „eksperymentów” – i wczuwać się w swoje reakcje, w wibracje jakie się w Tobie budzą.

Uważam, że żyjemy po to, by uczyć się miłości do siebie i innych. Nie raz już o tym pisałam. Chyba jakikolwiek wątek bym nie poruszyła – dzisiaj o filmach – i tak musi być nawiązanie do miłości :) Wszystkie drogi prowadzą do (Rzymu) Miłości :)

Jeśli zechcesz rozwijać miłość, kierować się nią w codziennych wyborach – Twoje życie wypełni się najpiękniejszą energią. I stanie się szczęśliwe.

Czego serdecznie Ci życzę!

Z miłością :)
Joanna Stelmach

 

PS. Pod wpisem Śmiech to zdrowie tworzymy listę dobrych komedii  – dodaj tam swój film w komentarzu