Jakiś mądry człowiek, bodajże Jung, twierdził, że niemożliwy jest rozwój bez cierpienia.
Zastanawiam się, czy tak faktycznie jest.
Do mojego gabinetu trafiają ludzie, których „los” musiał mocno doświadczyć, aby zmotywowało to ich do przyjrzenia się sobie – własnemu sposobowi myślenia, emocjonalnym reakcjom, postępowaniu. Prawdopodobnie, gdyby nie dojmujący ból, który nakazał im coś zmienić – mogliby nadal funkcjonować „na pół gwizdka”, nie czerpiąc z życia i ze swoich związków tyle radości i miłości, do jakich odczuwania są stworzeni.
Ale zauważam także, w życiu moim i znajomych mi ludzi, że nadchodzi taki moment, że samorozwój nie jest tylko koniecznością wywołaną przez cierpienie. Że staje się sam w sobie wartością, przynosi wiele radości i spełnienia. Człowiek pragnie poznawać wszelkie swoje możliwości, rozwijać je, stawać się szczęśliwą, kochaną i kochającą osobą. W trakcie tej drogi, kiedy coraz więcej pełni sam odczuwa, zaczyna dążyć do tego, aby doprowadzać do szczęścia innych, podpowiadać im jak to robić.
Zwykle, aby w ogóle rozpocząć proces świadomego rozwijania siebie, wpierw doświadczamy mobilizującego do tego cierpienia, niepowodzenia, rozstania itp. To taki „kop” od życia na zachętę. Potem jednak może nam się całkiem spodobać praca nad sobą i pielęgnowanie stanu szczęścia – i już nie potrzebna jest nam ta „negatywna mobilizacja”.
Przyszła mi do głowy jeszcze inna możliwość – jeśli dziecko rodzi się w domu lub w kulturze, gdzie rozwój osobisty i duchowy jest na porządku dziennym, ono samo przejmuje te wartości, i zwykle podąża tą drogą nie dlatego, że musi, lub tak go nauczono, ale dlatego, że sam tego chce.
Co o tym myślicie?
Co zapoczątkowało Wasz rozwój?
Co sprawiło, że go kontynuowaliście?
Serdecznie zachęcamy do komentarzy!
Joanna
P.S.
Jung napisał: „Świadomość nie przychodzi bez bólu”.
Ale nie wiem czy to nie jest cytat wyjęty z szerszego kontekstu.
Christina Thomas, autorka bestsellerów „Przebudzenie duszy” i „Tajemnice”:
„Aby pomóc nam wrócić do domu,
Bóg wysyła wielu nauczycieli.
Jeśli nie słuchamy,
Wysyła wielkiego nauczyciela -Cierpienie –
a wtedy słuchamy.”
Tomasz
U mnie zaczęło się od przykładu koleżanki – zaobserwowałam jak się zmienia, jak doskonale zaczyna sobie radzić ze sprawami życia codziennego. Pomyślałam „ja też tak chcę!” no i tak trafiłam na tą stronę. Kiedyś bardzo cierpiałam ale to nie stało się impulsem do jakichs ukierunkowanych zmian, niestety. Myślę więc że samo cierpienie nie wystarcza, trzeba jeszcze przykładu innej osoby bądź innego typu wskazówki. Takie jest moje zdanie. DOMINIKA
Witam,
Tak Dominiko, myślę podobnie, że samo cierpienie nie wystarcza. Jeśli cierpienie nie wzbudzi w nas motywacji do działania w celu polepszenia sytuacji, to niestety zwiększy tylko apatię, niechęć do innych, usztywnienie stanowiska, zamknięcie się w swoim świecie ze swoimi problemami. Staje się czynnikiem bardzo destruktywnym.
Psychologowie podkreślają (podaję za prof. W. Łukaszewskim), że trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do jednoznacznego poglądu o prorozwojowym cierpieniu.
Wg mnie, osoba interesująca się samorozwojem, poszerzająca swoją wiedzę na temat siebie, ludzi, może z takiej „dołkowej” sytuacji wynieść korzyści. Może ta sytuacja być impulsem do ZMIANY.
pozdrawiam
Tomasz
Ja rozwojem osobistym zaczęłam się interesować od momentu ,kiedy zachorowałam na zaburzenia lękowe i trafiłam do gabinetu Pani Joasi. Gdyby nie lęki nigdy nie zainteresowałabym się rozwojem / psychologią . Jestem wdzięczna Bogu ,że tak się stało ,ponieważ dzięki temu doświadczeniu odkryłam swoją pasję . Myślę w ogóle że to Bóg postawił na mej drodzę Panią Joasię- tak wiele mi pomogła , tak dużo dowiedziałam się od Niej cennej wiedzy i to nie tylko o lękach ! Bo zaczęłam czytać również piękna miłość ,zaczęłam uczestniczyć w webinarach Pani Joasi i Pana Tomka ,które bardzo mi się spodobały . Pani Joasia… Czytaj więcej »
Katarzyno, bardzo Ci dziękuję za docenienie!
A ja podziwiam Cię za Twój otwarty umysł, chęć ciągłej nauki i pozytywne nastawienie!
Wszystkiego dobrego dla Ciebie!