Czy często zastanawiasz się czy to, co i jak robisz, jest dobre? Czy czujesz lęk, że nie jesteś w porządku taki jaki jesteś?
Tak często zamiast widzieć w sobie dobre, kochające intencje, doszukujesz się w sobie zła, nieprawidłowości, czegoś „nie tak”…
A przecież – WSZYSCY, CO DO JEDNEGO – jesteśmy wspaniałymi istotami, pełnymi miłości i dobra! Tym NAPRAWDĘ JESTEŚMY! Zacznijmy to w sobie i w innych zauważać, a nasze życie cudownie się odmieni!

„(…) mam 26 lat. Pochodzę z rodziny alkoholowej-odkąd sięgam pamięcią wszystko było na głowie mojej mamy…później mojej i brata. Ojciec pił do upadłego. Godzina zero – czyli 15.30 wywoływała u nas wszystkich ból brzucha…Kiedy skończyłam 16 lat, moja mama rozwiodła się. Przeżyła to wszystko bardzo – ja nieszczególnie… Nienawidziłam ojca całym sercem… ale kiedy już go nie było – tęskniłam i zabiegałam o kontakt…Niestety nie udało się nam ułożyć relacji…Nie widujemy się, nie było go nawet na moim ślubie. (…) Dlaczego wspominam o ojcu?… bo mam podejrzenie, że moje dzieciństwo bardzo odbiło się na moim dorosłym życiu..Wydawało mi się, że jestem taka silna, że ze wszystkim sobie poradzę… (…) …Okazuje sie jednak, że moje pokłady siły i odporności chyba sie wyczerpały…

Kiedy miałam 18 lat zakochałam się bez pamięci…Zakochałam się tak…jak nigdy wcześniej i nigdy później… (…) minęły 4 lata – nasza miłość kwitła…Wszyscy chwytali się za głowy widząc jak za sobą szalejemy… Z czasem zrobiło się spokojnie, bez fajerwerków, ale byłam pewna, że kiedyś założymy rodzinę, że takie uczucie zdarza sie raz w życiu… Któregoś dnia podczas rozmowy z koleżanką z uczelni usłyszałam, że ona jakoś nie przeżywa strasznie wyjazdów swojego marynarza, że to chyba nie ma sensu, że to nie prawdziwa miłość….Po tej jednej rozmowie po prostu się rozchorowałam…Pamiętam że pomyślałam: „Boże…przecież ja też sobie radzę, przecież nie ma już motylków… przecież JA GO CHYBA NIE KOCHAM?” Wiem – głupie… ale od tamtej pory to pytanie burzy mój spokój… Z dnia na dzień siłą tej sugestii wszystko zaczęło się zmieniać… Nie wiem, chyba nieświadomie robiłam wszystko by to się skończyło… ZE STARCHU? …Bardzo walczyłam o ten związek, żyłam w ogromnym stresie…Rozstaliśmy się…

Dziś minęły 4 lata i jesteśmy małżeństwem a ja się wciąż zadręczam… Nie czuję już tego co kiedyś… Nie ma motylków…nie ma..i choć wiem, że taka kolej rzeczy…nie radzę sobie z tym…Troszczę się o niego, chcę dla niego jak najlepiej, każdy jego wyjazd jest dla mnie trudny… ale kiedy już pojedzie i go nie ma – radzę sobie świetnie. Wcale nie cierpię, nie przeżywam… Równocześnie – kiedy wraca czuję się bezpiecznie, powroty do domu z pracy mają wreszcie sens… Moja najlepsza przyjaciółka uważa, że to jakaś reakcja obronna… bo kocham go nad życie choć nie zdaję sobie z tego sprawy…Wiecznie sie boję, że nasz związek wynika z mojego pragnienia „posiadania” rodziny…a nie ze szczerej miłości. Gubię się we własnych myślach… Bardzo bym chciała sobie z tym poradzić, być z nim, nauczyć się go kochać jeśli nie umiem… naprawić wszystko, spojrzeć na nasz związek ZDROWO… (…)”

psycholog Joanna Stelmach:

Kochana Agnieszko! Na Twoim przykładzie widać wyraźnie, jak ważne jest to, co myślimy o sobie samych oraz o różnych rzeczach i sprawach, które nas dotyczą, chociażby o miłości.

Gdybyśmy widzieli w sobie i innych ludziach dobro i miłość, a w życiu doskonałość, to miłość, spokój i szczęście stałyby się naszym dominującym doświadczeniem. Natomiast kiedy zaczynamy siebie osądzać, doszukiwać się w sobie zła, rodzi to w nas niepokój, poczucie winy, zastanawiamy się czy jesteśmy dobrymi ludźmi (pewnie nie – coś jest ze mną nie w porządku!) i wtedy zaczynamy sabotować swoje szczęście, tzn. sami je niszczymy. Nasze pełne lęku negatywne nastawienie sprawia, że bronimy się lub atakujemy innych albo od nich uciekamy, i tak przyczyniamy się do pogarszania zarówno naszego stanu psychicznego jak i naszych relacji.

Ty Agnieszko, zamiast spokojnie zaakceptować, a nawet cieszyć się z tego, że czujesz się dobrze zarówno gdy mąż jest przy Tobie, jak i kiedy go nie ma, zadręczasz się, że coś jest z Tobą nie tak. Prawdopodobnie przyczyną tego jest idealny obraz miłości, który uważasz za „prawidłowy” – miłości romantycznej, pełnej żaru i namiętności, skazującej nas na cierpienia i usychanie z tęsknoty, gdy ukochanego nie ma w pobliżu…

A jeśli miłość to nie jest uzależnienie się od ukochanej osoby? Nie potrzeba jej ciągłej obecności obok nas – ale po prostu kochanie i docenianie jej za to kim jest, jaka jest…

A jeśli to właśnie umiejętność szczęśliwego życia samemu, bez rozpaczy, że bliskiej osoby nie ma tuż obok, sprawia, że jesteśmy dobrymi partnerami, świadomymi swojej wartości, zrównoważonymi i akceptującymi, dającymi ukochanej osobie dużo wolności… ?

To wspaniale, że nie cierpisz, że świetnie sobie radzisz, gdy męża nie ma przy Tobie! To tylko pokazuje, że jesteś zdrową, silną osobą, która potrafi o siebie zadać. Że potrafisz być szczęśliwa zarówno gdy jesteś sama, jak i kiedy jesteś z ukochanym. To wspaniale, że potrafisz sobie wyobrazić życie bez niego – to sprawia, że nie uzależniasz swojego szczęścia od tego, czy jesteś z nim czy nie – jest to więc Twój wolny wybór że z nim jesteś, a nie przymus, potrzeba, czy obowiązek!

Ja uważam, że się doskonale dobraliście – jesteś wymarzoną żona dla faceta – marynarza! Przecież gdybyś cierpiała męki bez niego, on również byłby ciągle niespokojny oto, jak się czujesz i jak sobie radzisz. Nie czerpałby wtedy tyle radości z tego co robi, i z Waszego związku również!

Agnieszko, to co Ciebie najbardziej gryzie to lęk – że to jak kochasz, jak sobie radzisz, jaka jesteś – jest nie takie jakie POWINNO BYĆ. A wszystko jest w porządku takie jakie jest! Jest naprawdę SUPER!

Nie doszukuj się w sobie „nieprawidłowości”. Twoja przeszłość na pewno jest ważna i w jakimś stopniu odbiła się na Tobie, ale Ty naprawdę sobie świetnie dajesz radę! Wiele osób usilnie pracuje nad tym, by dojść do takiego poziomu niezależności i samowystarczalności, jakie Ty osiągnęłaś, więc zamiast się martwić, że taka jesteś, doceń to w sobie, pogratuluj sobie i ciesz się z życia jakie prowadzisz!

Zaakceptuj siebie, swój sposób odczuwania, przeżywania miłości. Każdy jest inny, więc każdy przeżywa ją na swój niepowtarzalny sposób! Nie ma tu żadnych „norm” czy powinności! Uwierz, że jesteś dobrym człowiekiem, że masz kochające intencje, że Twoja miłość jest prawdziwa i szczera – chcesz przecież tego co najlepsze dla Ukochanego, i nie chcesz go skrzywdzić – a taka jest właśnie prawdziwa miłość!

Gorąco Cię pozdrawiam i życzę Wam wspaniałego Życia!
Joanna