W artykule Rozwód sprawdzianem osobistej kultury? postawiłam tezę, że rozwód, jako wydarzenie trudne i bardzo stresujące, jest pewnego rodzaju sprawdzianem kultury osobistej uczestniczących w nim osób. Opisałam takie sytuacje w konflikcie okołorozwodowym, w których partnerzy nie okazują sobie szacunku a ich rozwód trudno nazwać kulturalnym.
Jeśli się nie godzą z decyzją partnera o rozstaniu, mogą próbować go na różne sposoby odwieść od tej decyzji, niejednokrotnie pozostając ślepymi i głuchymi na to, co przekazuje im druga strona – co czuje i czego naprawdę pragnie w tej sytuacji. Najbardziej przykre są groźby i szantaże oraz agresja przejawiana w słowach i zachowaniach – wzajemne poniżanie się, robienie sobie na złość, ataki fizyczne, oczernianie w oczach dzieci i innych ludzi, mszczenie się za winy faktyczne lub wymyślone.
Oczywiście, zdarzają się też kulturalne rozwody, przeprowadzone w sposób pełen wzajemnej życzliwości i szacunku!
Zawartość:

Zdarzają się też kulturalne rozwody, przeprowadzone w sposób pełen wzajemnej życzliwości i szacunku; © apops – Fotolia.com
Historia z życia wzięta
Do tego, aby w ten sposób się rozstawać, potrzebna jest dobra wola obydwu stron – i coś jeszcze. Ale zanim w kolejnym artykule podam Ci receptę na kulturalny rozwód, to poznaj przykład z życia. Opowiem Ci o parze młodych ludzi, Ani i Krzysztofie, którzy zachwycili mnie sposobem, w jaki podeszli do ich rozstania (piszę o nich za ich zgodą, imiona zostały zmienione). Są to ludzie 26-letni, parę tworzyli od 5 lat, małżeństwo – od roku, bezdzietni.
Powody ich zwrócenia się po profesjonalną pomoc
Potrzebowali pomocy psychologa, aby w pełni zrozumieć, dlaczego tak potoczyły się ich losy, że zaledwie rok temu zdecydowali się na ślub, a teraz przygotowują się do rozwodu.
Chcieli także dowiedzieć się, jak rozmawiać z ich rodzicami, którzy nie rozumieli ich obecnej decyzji i wywierali na nich presję, aby ratowali swój związek.
Przyczyny rozwodu
Podczas naszych spotkań okazało się, że Ania i Krzysztof świetnie zdają sobie sprawę z przyczyn ich dążenia do rozwodu. Twierdzili, że nie są parą jaką pragnęli być. Rozumieli, że na wielu ważnych płaszczyznach bardzo się od siebie różnią i nie pasują do siebie jako partnerzy. Czuli, że ich własne wątpliwości związane z decyzją o rozstaniu wynikają bardziej z przyzwyczajenia i lęku przed samotnością niż z faktycznej siły ich uczucia.
Przyczyny wcześniejszej decyzji o ślubie
Trudniej było im zrozumieć, dlaczego kiedyś podjęli decyzję o ślubie. Podczas naszych rozważań tego zagadnienia, ustaliliśmy, co miało na to decydujący wpływ. Okazało się, że wcześniej mieli negatywne doświadczenia w sprawach miłosnych i oboje byli bardzo samotni. Zaprzyjaźnili się ze sobą i na tym budowali swój związek. Jednak już przed ślubem wahali się – rozmawiali o problemach i różnicach między nimi, ale liczyli na to, że „się ułoży”. Mieli nadzieję na to, że gdy coś będzie inaczej (np. gdy zakończą studia, przeprowadzą się), to wpłynie to pozytywnie na ich relację. Ania miała oczekiwania wobec Krzysztofa, on sądził, że im sprosta.
Życie zweryfikowało ich nadzieje
Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, problemy istniejące między partnerami już przed ślubem rzadko się rozwiązują, a raczej mają tendencję do pogłębiania się i uwidaczniania w całej okazałości. Między nimi nic się nie zmieniało na lepsze, bo zawsze było coś, co powodowało stresy w ich życiu, a różnice między nimi nie niwelowały się. Nie kłócili się, ale dystans stopniowo między nimi powiększał się, nie współżyli ze sobą, spędzali czas osobno, każde w swoim pokoju. Ania, męcząc się w tej sytuacji i nie mogąc znaleźć rozwiązania, zaczęła bardzo chorować i wreszcie to ona zainicjowała rozmowy o rozstaniu.
Efekt podjęcia rozmów rozstaniu
Ponieważ oboje czuli się nieszczęśliwi w tym związku, podjęcie rozmów o rozwodzie sprawiło im dużą ulgę i przyniosło nutkę radości – związaną z szansą na coś innego, na to, by ułożyć sobie życie na nowo i być szczęśliwym. Paradoksalnie – od tej pory ich relacja się poprawiła, mogli ze sobą więcej i szczerze rozmawiać. Nie mając już wobec siebie oczekiwań związanych ze wspólnym życiem, mogli na nowo być ze sobą jak najlepsi przyjaciele. Byli dla siebie bardzo bliscy, chcieli się wspierać teraz i później, po rozwodzie. Nie chcieli się kłócić, rozumieli, że po prostu są inni i że oboje przyczynili się do tego, co doświadczają. Czuli się pogodzeni z ich rozstaniem i byli (prawie) przekonani, że to dobra decyzja.
Największa przeszkoda
Ich największym problemem w tej sytuacji była duża presja wywierana przez ich rodziców, aby ratowali swój związek. Odbierali sprzeciw i ingerencje rodziców jako przeszkodę, ponieważ liczyli się z ich uczuciami i nie chcieli widzieć ich cierpiących – przez taką ich reakcję odczuwali duży dyskomfort. Zależało im na utrzymaniu z nimi dobrych kontaktów. Niestety, rodzice zaangażowani emocjonalnie i finansowo w ich związek krytykowali ich decyzję, nie potrafili zrozumieć i zaakceptować tego, że ich dzieci zamiast zapewnić im wnuki, chcą się rozwieść i przekształcić swoją relację w przyjaźń. Zabronili sprzedawać im mieszkania, na które podarowali część funduszy i przestali się do nich tymczasowo odzywać. W rodzinie zapanowała przygaszona atmosfera. To rodziło w Ani i Krzysztofie wątpliwości co do ich ustaleń.
Moje wskazówki i pomysł na artykuł
Zachęciłam ich do tego, aby kierowali swoim życiem ufając przede wszystkim własnym odczuciom i potrzebom. Nie byłoby właściwe, aby chcąc uszczęśliwić rodziców i spełnić ich oczekiwania, unieszczęśliwili siebie. Podpowiedziałam im też, w jaki sposób mogą dotrzeć do rodziców, aby była jak największa szansa na zrozumienie i akceptację z ich strony.
Ponieważ byłam nimi naprawdę zachwycona, podczas pożegnania poprosiłam ich o możliwość opowiedzenia o nich innym ludziom – np. na warsztatach lub w artykule na Pięknej Miłości.
Historia Anny i Krzysztofa (i nie tylko ich) jest bowiem dowodem na to, że kulturalny rozwód jest możliwy. Pomimo młodego wieku wykazali się niezwykle dojrzałym i świadomym podejściem do rozwodu. Mogą stanowić wzór dla innych osób znajdujących się w podobnej sytuacji. Zrezygnowali z eskalacji konfliktu, piętrzenia wzajemnych pretensji i utrudnień w tym, i tak już niezmiernie trudnym, procesie rozstawania się. Chcieli doprowadzić do zakończenia ich małżeństwa w sposób kulturalny, pełen nie tylko szacunku, ale też przyjacielskiego zrozumienia i wsparcia.
Niespodziewany ciąg dalszy tej historii
Gdy, po kilku dobrych tygodniach napisałam ten artykuł (to co powyżej), wysłałam go do Nich do sprawdzenia, czy wszystko się zgadza. Okazało się, że tak się do siebie zbliżyli podczas licznych rozmów o tym, co między nimi zaszło, że zastanawiają się nad powrotem do siebie!
Oto ich odpowiedź:
„Dzień dobry,
pochlebia nam, że uznała Pani nasze zachowanie za warte naśladowania. Uważamy jednak, że nasze zachowanie względem siebie nie wynikało z kultury osobistej, ale z uczuć nas łączących w danym momencie jak i w przeszłości. Staraliśmy się być dla siebie życzliwi, wyrozumiali i wspierający, ale wynikało to z chęci pomagania sobie nawzajem w tej trudnej sytuacji i ze względu na dobre momenty, które nas łączyły, dlatego bardziej zgodne z prawdą byłoby zaakcentowanie w artykule nie kultury, bo nasze zachowanie nie wynikało z tego, że „tak wypada”, ale z uczuć nas łączących.
Cała sytuacja i decyzja o rozstaniu pozwoliły nam uświadomić sobie własne błędy, dzięki czemu nasza relacja się oczyściła i poprawiła, przez co spędzaliśmy ze sobą więcej czasu i obecnie zastanawiamy się nad powrotem do siebie, chcąc potraktować tę trudną sytuację jako lekcję, która pozwoli nam umocnić łączące nas więzi i uniknąć podobnych trudnych chwil w przyszłości.
Pozdrawiamy
Ania i Krzysztof”
Jak widać, pełen życzliwości sposób rozstawania się, może doprowadzić do tego, że owo rozstanie w ogóle nie nastąpi! :-)
Wszystkiego co najlepsze dla Was!
Nawiązując do kultury. Pisząc o kulturalnym rozwodzie, nie miałam na myśli zachowań „bo tak wypada”. Osobiście nie jestem zwolenniczką sztywnych norm zachowania, szczególnie takich, które nakazują nam postąpić wbrew sobie, nie uwzględniając własnych prawdziwych uczuć i pragnień.
Według mnie, wysoka kultura osobista w mniejszym stopniu jest przejawem przyswojenia obowiązujących norm, a bardziej wynika z przyjęcia postawy miłości (co by się zgadzało z odczuciami Ani i Krzysztofa). Człowiek, który kieruje się miłością do innych ludzi, wyraża ją szacunkiem, taktem, życzliwością i otwartością w codziennych z nimi kontaktach. Zakładając, że wszystkie osoby, które teraz się rozwodzą, kiedyś się kochały, przez wzgląd na tę miłość mogłyby wybrać kulturalne podejście do swojego partnera. Serdecznie do tego zachęcam!
A co Ty o tym myślisz? Jakie są Twoje refleksje po przeczytaniu historii Ani i Krzysztofa?
Podziel się nimi w komentarzu!
Joanna Stelmach
Czadzior:) bardzo się cieszę z tych dwojga.Cieszę się eż,ze ostatecznie są szanse na dalsze budowanie tego związku:):)
Myślę, że kłopoty z komunikacją, z mówieniem o własnych potrzebach i uczuciach spowodowało właśnie ten dystans, który przerodził się w obcość. Wydaje mi się, że schemat jest często taki: Mam na przykład do partnera o coś żal, ale mu nie powiem, bo mi głupio, albo uważam, że on to uzna za śmieszne, nieważne, zignoruje, albo co gorsza odpowie atakiem, krytyką. Nie mówię mu więc o tym, postanawiam milczeć, karam przez to ukochanego. Niech się sam domyśli. Oddalam się, przez to, że nie mówię o odczuciach negatywnych, zamykam się też przez to na pozytywne, przestaję mieć ochotę się z nim kochać,… Czytaj więcej »
Małgosiu,
wnikliwie przeanalizowałaś schemat zachowań między partnerami, którzy ze sobą szczerze i na bieżąco nie rozmawiają!
Dobrze jest to rozumieć i starać się unikać tego we własnej relacji, starając się otwierać i pokonując lęk przed spodziewaną negatywną reakcją partnera. Nawet jeśli taka właśnie się zdarzy, to też jest temat do dalszych rozmów.
Czytając powyższy komentarz czuję się, jakby to był opis mojego życia. Z tą różnicą, że mówię Mężowi jakie jego zachowania sprawiają mi przykrość, co o tym myślę, ale zamiast spokojnych wyjaśnień, rozmów jest podniesiony głos. Podobno czepiam się, jestem nienormalna, inne kobiety tak nie reagują. Pojawiają się mocne słowa z ego strony. Mąż twierdzi, że mnie kocha. Zastanawiam się, czy moożna kochać I mówić, że się nienawidzi żony. Wie, że słowa mnie ranią I wykorzystuje to w czasie kłótni. Czasem już nie chcę mu mówić o swoich odczuciach, bo wiem, że pokłócimy się. Być może ma rację, że nie powinnam… Czytaj więcej »
ASIU,
myślę, że warto rozmawiać z mężem o Waszej komunikacji – tak często, jak będzie to konieczne.
Twój mąż lekceważy Twój punkt widzenia, krzyczy i używa raniących Cię, obraźliwych słów – to ważne, by wiedział, że są to wadliwe formy komunikacji, zniechęcające Cię do rozmów z nim. Bardzo trudno jest rozwiązywać jakiekolwiek problemy, kiedy brakuje szacunku we wzajemnym odnoszeniu się do siebie!
Zachwyca się figurą innych kobiet przy Tobie? Kobieta jest zazdrosna. I to jest normalne i prawdziwe. Każda kobieta chce być tą najważniejszą i najpiękniejszą, i tak jak najważniejsze przykazanie mówi – nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, będziesz mnie miłował całym swym sercem, umysłem, tak kobieta chce i potrzebuje być jedyną i najważniejszą boginią w życiu swojego mężczyzny, męża. Wtedy rozkwita. Powiedz mu wprost i na spokojnie – nie życzę sobie tego. Niech w Twojej obecności nie zachwyca się figurą innej, bo cierpi na tym Twoja duma kobieca. Jak by Mąż się czuł, gdybyś w jego obecności zachwycała się… Czytaj więcej »
Małgosiu,
dziękuję Ci za wartościowy komentarz – udzieliłaś w nim świetnych podpowiedzi!
Jedyne, o czym myślę nieco inaczej, dotyczy reakcji na zachwycanie się lub docenienie innej osoby. Moim zdaniem, jeśli mężczyzna okazuje nam miłość na co dzień, możemy całkiem spokojnie przyjmować sytuacje, gdy wyrazi pozytywną opinię o innej kobiecie.
Jeśli w takiej sytuacji mamy z tym problem, warto popracować nad swoją samooceną i poczuciem bezpieczeństwa w związku.
Oczywiście, znacznie trudniej jest znosić pochwalne opinie wobec innych kobiet, gdy partner jest wobec nas krytyczny – tak jak to jest w przypadku ASI.
Piękna historia! Zazdroszczę im tej umiejętności komunikacji :-)
Mi udał się rozwód (jeśli tak to można ująć)mimo, że to nie ja podjąłem decyzję o odejściu. „My tu takich rozwodów nie mamy, było spokojnie i godnie”- powiedziała do mnie ławniczka. Potem i tak przez 1,5h staliśmy z byłą już żoną na sądowym korytarzu i się żegnaliśmy, płacząc i pocieszając się na wzajem. To była jedyna rozsądna decyzja na tamten moment- pozwolić jej odejść, skoro stwierdziła, że kocha kogo innego, a ja będę zawsze dla niej najlepszym przyjacielem, ale to za mało. Za kilka dni będzie rok…
Macieju, dziękuję Ci za podzielenie się Twoją historią. Mam nadzieję, że teraz już jest to dla Ciebie tylko wspomnienie, które nie pozostawiło ran. Życzę Ci nowej, pięknej i trwałej MIŁOŚCI!
Osobiście uważam ,że rozwód powinien być ostatecznością . Zwłaszcza gdy ślubuje się przed Bogiem. To do czegoś zobowiązuje . Problemy powinno się rozwiązywać, nie od nich uciekać . skoro wzięli ludzie że sobą ślub to znaczy że coś ich łączyło i dla tego uczucia warto walczyć. Nie wierzę że ono tak po prostu wygasa . Jednak czasem to nie takie proste,gdy jedna ze stron nie chce podjąć wysiłku , to nic nie zmieni jedna osoba sama. Lub gdy np mąż czy żona pije , ,urządza awantury zdadza itd i nie chce się zmienić to uważam że powinno się odejść ze… Czytaj więcej »
Cieszę się Katarzyno, że potrafisz zobaczyć tę niełatwą sytuację z różnych stron.
Uczucie może wygasnąć, jeżeli nie jest pielęgnowane, a tym bardziej gdy jednocześnie jesteśmy w sposób przykry/bolesny traktowani przez partnera.
Czasem też terapia pomaga podjąć decyzje o rozstaniu, np. kiedy partnerzy dostrzegają, jak bardzo „rozjechane” są ich potrzeby, wartości czy style życia.