– Pewnie, jak przy każdym uzależnieniu, najważniejsze jest uświadomienie sobie problemu. Przyznanie się przed samym sobą, że coś jest nie tak.
– Uznanie problemu to punkt wyjścia. Kolejnym krokiem jest decyzja, by zmienić istniejący stan rzeczy. Najczęściej potrzebna jest pomoc z zewnątrz – wsparcie rodziny i przyjaciół, uczestnictwo w grupach wsparcia, psychoterapia. Proces zdrowienia wspomaga także pisanie pamiętnika i czytanie książek.
Uzdrawianie duszy dobrze jest zacząć od zrozumienia tego, jaki wpływ wywarła na nas przeszłość – dzieciństwo, poprzednie związki. Konieczne jest wzięcie odpowiedzialności za swoje życie i podjęcie pracy nad sobą. Ludzie są zdziwieni, gdy dowiadują się ode mnie, jak ważna jest miłość do siebie. Mówią, że do tej pory kojarzyło im się to bardzo negatywnie, z egoizmem, z samolubstwem. Jednak, by stać się zdrową i silną osobą, konieczne jest skupienie się na sobie, na własnym rozwoju wewnętrznym, a nie na zmienianiu partnera.
Osoby przychodzące do mnie na terapię uczą się rozpoznawania swoich uczuć i potrzeb, reagowania na nie z miłością. Uczą się dbać o siebie, o swoje szczęście, nieuzależnione od partnera. Nie jest to łatwy proces, ale przynosi upragnione wyzwolenie. Praca terapeutyczna koncentruje się także na uzdrawianiu emocjonalnych ran z przeszłości, odbudowaniu poczucia własnej wartości, nauce samoakceptacji i akceptowania innych ludzi, asertywności, zmianie szkodliwych przekonań o miłości.
Ludzie są zdziwieni, gdy dowiadują się ode mnie, jak ważna jest miłość do siebie.
– Skupiamy się na relacjach damsko-męskich, a przecież toksyczną miłością złączeni są też rodzice z dziećmi.
– Mechanizm tych relacji jest podobny. Oparte są na miłości warunkowej, czyli takiej, gdy uczucia okazywane są tylko wtedy, gdy spełnione są pewne wymagania. Jeśli dziecko się do nich nie dostosowuje, spotyka się z krytyką, surowymi karami, odrzuceniem. Mimo wzrostu świadomości w społeczeństwie o tym, że przemoc wyrządza olbrzymie szkody i jest przestępstwem, dzieci nadal bywają dotkliwie bite i poniżane. Także nadopiekuńczość jest rodzajem przemocy, choć rodzicami kierują jak najlepsze intencje. Dziecko uczy się niesamodzielności i traci wiarę we własne siły. Nadmierna kontrola i ograniczanie dorastającego dziecka kończy się zazwyczaj jego buntem. Przybiera on rozmaite objawy – dziecko opuszcza się w nauce, wagaruje, szuka akceptacji w grupie rówieśniczej, neguje rodzinne wartości. Wtedy rodzice przychodzą do pedagoga lub psychologa i mówią, że z dzieckiem jest problem. Ale to jest problem całej rodziny, tkwi w relacjach między jej członkami. Terapia samego dziecka niewiele poprawi.
Takie toksyczne, rodzicielsko-dziecięce relacje potrafią utrzymywać się nawet, gdy te dzieci są dorosłe, gdy założą już swoje rodziny. Najczęściej przyzwyczajone do dominacji kobiety-matki nie pozwalają swoim dzieciom na separację. Wciąż chcą być dla nich najważniejsze, uczestniczyć w ich życiu. Narzucają swoją wolę, wiedzą, co dla jej syna/córki będzie najlepsze, a gdy dziecko decyduje inaczej, krytykują, obrażają się lub próbują manipulować dzieckiem wzbudzając w nim poczucie winy. Często nie akceptują partnera swojego dziecka, bo uważają, że albo je źle traktuje albo je „buntuje” i odciąga od rodziny. Takim dorosłym dzieciom niezmiernie trudno jest wyzwolić się od wpływu toksycznego rodzica, stać się niezależną jednostką.
Joanna Stelmach